A huge, huge thanks to Janusz for taking the trouble to find out more about my family, from the side of my father's mother, Stefania Dembińska, nee Witkowska. As I wrote, she originally hailed from Mogielnica; he mother's name was Teodora; and my father recalls meeting her cousin before the war, whose surname was Sepczyński. From these three pieces of information, Janusz has been able to track down my father's family back a further two generations.
Below: grave of my father's mother and grandmother, both buried in Bródno cemetery, Warsaw. Until now, my father had very few clues as to what came before.
Teodora Sepczyńska was born in 1865, the daughter of Piotr Dominik Sepczyński, aged 35, an illiterate cobbler of Mogielnica, and Franciszka, nee Świderska, aged 31. [Moni noticed a fair number of graves bearing the name Świderski in Mogielnica, so they are related to us as well!] Piotr and Franciszka had eight children, Teodora was the fifth.
Piotr and Franciszka were wed in Mogielnica in February 1852, when Piotr was 21 and Franciszka was 18. Piotr's parents, Michał and Rozalia, were by dead by the time he married. Franciszka's father, Andrzej Świderski, was unable to make the wedding for the same reason. Franciszka's mother, also Franciszka, nee Dawicka, was from Budy Biejkowskie, a village on the banks of the Pilica (which I visited, not knowing about a family connection, in May 2015)
My grandmother's birth certificate was in Russian; smotret w knigu widiet figu, so I can't tell you what was going on there. The Russian Empire had not forced itself upon the records of its Polish subjects in 1865 or 1852, but by the time my grandmother was born, Russian had become the official language for birth records.
Janusz also provided me with a link to my paternal grandparents' wedding certificate from 1920. An interesting detail emerges; my grandfather's address is given as ul. Łucka one thousand one hundred and fifty five - an impossibility, given that Łucka then and now only has buildings numbered from one to thirty-something. Curiously, this same address (ul. Łucka 1155) also features on the notarised copy of my father's birth certificate issued after the war. Initially, I assumed this was a mistake made by a sloppy communist-era clerk, but it now seems that the mistake had been made back in 1920.
This is all fascinating stuff, and thanks to the tools that Janusz has used, I will be able to do more genealogical digging. The fact that these records of our ancestors are available, scanned and digitised and available online, is a huge testament to the organisation powers and effort of the Catholic Church, the Polish state and an army of enthusiasts. Without our history, we are no one.
This time last year:
My father revisits his battleground
This time three years ago:
Over the hill at Harrow
This time four years ago:
Behold and See - the Miracle of Lublin - Pt 1.
This time six years ago:
Quiet afternoon in the bazaar
This time seven years ago:
The politics of the symbol
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
3 comments:
Z góry przepraszam że nie dopasuję się językiem, ale jestem nieco w biegu i wolę skutecznie przekazać informacje, niż gimnastykować się nad jakością mojego angielskiego ;)
Otóż:
Po pierwsze, adres Łuckiej nie jest z błędem. To po prostu numer hipoteczny. Sprawdzić, który to dom, można w dowolnej taryfie, na przykład w tej dostępnej bezpośrednio na stronach Polony z 1869 roku. Jak widać numerowi 1155 odpowiada „normalny” adres Łucka 16. Mimo pędu deweloperów do przekształcenia Woli w gęsto zastawiony szklanymi biurowcami drugi Mordor, na Łuckiej zachowało się jeszcze parę kamienic o rodowodzie przedwojennym, w tym − o ile się nie mylę ja i dostępne mi mapy satelitarne − także ta konkretnie. Myślę że warto się przejść na spacer, póki kilof jej jeszcze nie dopadł :)
Po drugie, czytanie metryk rosyjskojęzycznych wcale nie jest aż takie trudne, tak naprawdę nie jest potrzebna (choć bardzo się przydaje) nawet podstawowa znajomość tego języka. Każdy akt był sporządzany według niemal takiego samego formularza (czasem między parafiami różniły się odrobinę konkretne sformułowania, ale nie między aktami w tej samej księdze), więc już porównując sąsiednie wpisy można wykreślić sobie to co się powtarza, a zostaną tylko interesujące nas pola: data, imiona, zawód i miejsce zamieszkania rodziców, rodziców chrzestnych itp. Jeśli nawet nie czyta się cyrylicy (albo cyrylickiej pisanki, bo trzeba przyznać że drukowanego pisma miejscami nie przypomina), można odczytać litera po literze i zidentyfikować z którą informacją ma się w danym polu do czynienia dzięki pomocom takim jak na przykład tutaj lub tutaj.
Pozdrawiam i życzę powodzenia w miłym zajęciu, jakim są poszukiwania genealogiczne!
Stały czytelnik z Wysokiego Ursynowa
@ Aloyzy
Serdecznie dziękuję! Numer hipoteczny, Łucka 16 - i zagadka rozwiązana. Ojciec tam mieszkał od urodzenia aż do roku 1926, gdy rodzina się przeprowadziła na ul. Filtrową 68 (dom PKO, a w Pocztowej Kasie Oszczędnościowej pracował mój dziadek Tomasz Dembiński). Więc ojciec nie pamięta domu na Łuckiej, mając trzy lata gdy się stamtąd wyprowadzili.
Byłem kilkakrotnie na Łuckiej szukając ślady kamienicy pod rzekomym adresem 1155; wrócę tam w przyszłym tygodniu.
Co do cyryliki - kuzynka uczyła się j. ros. jeszcze za komuny, zrobi tłumaczenie (to też jej dziadek i babcia!)
Faktycznie, poszukiwania genealogiczne wciągają!
Pozdrowienia z Londynu.
Hej Michael! I'm honored to be mentioned in your great Blog!!
@Alojzy, Dziękuje za informacje o numerach hipotecznych. To mnie sie też przydało.
Janusz
Post a Comment