Tuesday 24 October 2017

Nudge vs. nakaz

How do governments change the (bad) habits of their nations? Until recently, it was by force of law. The electorate would vote for a government on the basis of policies suggested by competing political parties. The elected legislature would debate issues of concern to the populace, and from that debate laws would be enacted - and enforced.

Example. In 1952, the Great London Smog killed thousands of Londoners. The result was the Clean Air Act of 1956, which put a stop to the practice of burning whatever came to hand in the fireplace. Only smokeless fuels were allowed. The freedom of individual householders to burn what they chose ended where the freedom of every other citizen to breathe clean air began. Good communication (there was a notice on every lamp post in my childhood West London), the threat of fines (£10 for a private household  - around a week's wages then), and public understanding of why burning smoky fuels was socially unacceptable, meant that the number of prosecutions under the Act was very low.

In my lifetime, drivers lost the freedom to drive around without seat-belts, motorcyclists to ride around without helmets - the threat of a hefty fine and losing one's licence being a good incentive to comply.

Yet in recent years, democratic governments have been looking at alternatives to enforced compliance as ways of getting people to change their ways. This has been known as 'nudge theory', and has been practised by the first (and only) British prime minister to be younger than me (David Cameron) and the first (and only) American president to be younger than me (Barack Obama). A sign that we are indeed evolving in the direction of wisdom. [But it's two steps forward, one step back.]

In the UK, the government's Behavioural Insights Team (or 'nudge unit') devised some excellent ideas to get citizens to do what the government would like them to do. Pay more taxes? Make the form simpler to fill in. Leave more money to charity? Ask them what issues they feel passionate about. Insulate their lofts? Realise that most attics are crammed with junk that needs to be moved before the insulation can be laid, and help with that.

Governments that bully are not liked. The current Polish government has just proposed legislation making it illegal to build a detached house. The logic behind this is worthy enough - limit urban sprawl - but it smacks of top-down bullying, and is a clear limitation on personal freedom. It also smacks of populism - "I can only afford to live in a block of flats, so why should that rich family have the right to live in a detached house".

Should such a law come to pass, the effect on the housing market will be immediate - the premium on detached houses (and plots still retaining planning permission for a detached house) will rise, as people will want to buy one simply to have one.

Nudging is better than ordering. Being bossed around, being told what to do, is not something we humans feel comfortable with. We'd much rather think that we're working together to a common purpose. But can we move from the current state to a better one without having to impose sanctions on those who do not want to come along with the rest of us?

I'm thinking air pollution. This evening, on my way home, I passed a house across the way that was belching think black acrid smoke from its chimney. The smoke was pushed to the ground by high air pressure (1,028 hPa). By the time I'd got the few hundred metres home, I reeked of the smoke.

This is how Warsaw's smog is formed - it's a periphery problem caused by people living in old houses, burning bunker fuel, lignite, wood, waste - anything but gas or electricity. It's literally three houses (two on Trombity, one on Karczunkowska) that are responsible for the bulk of the crap in Jeziorki's atmosphere.

How to stop these people? This house is not rich, but they're not poor either (a huge TV set is visible through a window). How to change their behaviour? Would nudge work? Would heftier fines work (as I posted earlier, it costs the local authority 700zł to send out a team to investigate the air quality and to lab-test the results, whereas the maximum fine is 400zł. What if it were 1,000zł - a week's average wages (as was the case in 1950s London)? What if my neighbours and I drew up a respectful  letter to the offending households saying that their behaviour is intolerable?

Does nudge work as well as nakaz in Poland?

This time last year:
Scenes from West Ealing and Hanwell

This time two years ago:
Four years of PiS

This time five years ago:
High Victorian Manchester 

This time eightyears ago:
The clocks go back - but when should they go forward?

This time nine years ago:
Warsaw's first Metro line is completed

6 comments:

JP said...

Hello,
which exactly law are you referring to as forbiding detached houses?

Anonymous said...

It's high time to do something about the burning of coal and wood in apartments in Poland. Even if the government has to subsidize the installation of newer, cleaner heating systems for the poor people with big TVs.

Michael Dembinski said...

@ JP

I read about this in the Polish press and online. Unfortunately, when I tried Googling this, all I got was a million links to adverts for 'dom wolnostojący z działką' :-( Have a look - it's out there - my legislative expert colleague has confirmed this, but we can't find the bloody links for the ads!

@ Anonymous

Apartments tend to be well behaved, with district heating (hot water from combined heat-and-power stations), gas or electricity. It's those detached houses (typically the older or very old ones). They have enough money to install decent heating. Fines should be increased to 1,000zł. Should do the trick. Of course, PiS is scared of upsetting people living in old houses (and miners extracting dirty coal).

alojzy said...

Przeszukałem dość dokładnie polską sieć, archiwa gazety wyborczej, gazety prawnej etc. i znalazłem tylko dwie informacje dotyczące zmian dotyczących domów jednorodzinnych:

1. lipcowa zmiana ustawy o Krajowym Zasobie Nieruchomości, która ogranicza możliwość budowy przez deweloperów domów de facto wielorodzinnych na obszarach na których dopuszczona jest wyłącznie zabudowa jednorodzinna. Dotąd często obchodzili to ograniczenie uzyskując pozwolenie na budowę domów jednorodzinnych i zmieniając ich układ (dzieląc na mieszkania i wprowadzając klatkę schodową) już na etapie budowy.

2. propozycja z tego miesiąca, przewidująca uproszczenie procedury budowy domów jednorodzinnych mających wpływ na działkę sąsiada. Dotąd można było je budować tylko na podstawie pozwolenia na budowie, propozycja zakłada, że tak jak w przypadku domów nie mających wpływu na działkę sąsiada mogłoby to się odbywać na podstawie samego zgłoszenia, o ile sąsiad wyrazi zgodę. Ta propozycja jest o tyle kontrowersyjna, że zgodę niepotwierdzoną notarialnie sąsiad mógłby potem próbować podważać i wciąż znajduje się na etapie konsultacji.

Zwłaszcza to drugie rozwiązanie stawia pod dużym znakiem zapytania rewelacje o zakazie budowy domów jednorodzinnych w ogóle, bo przecież nie planuje się w tym samym czasie jednocześnie deregulacji i moratorium!

Zrzucanie na czytelnika obowiązku znalezienia potwierdzenia dla słów autora w ogóle jest dość słabą praktyką. Oczywiście blog rządzi się swoimi prawami i − inaczej niż w przypadku prasy − autor nie jest prawnie zobowiązany do prostowania, jeśli okaże się że tylko powtarza niepotwierdzone plotki. Ale to i tak dobra praktyka, więc mam nadzieję, że jeśli nic mi nie uciekło, przeczytam niebawem sprostowanie. A jeśli coś przegapiłem, to chętnie dowiem się czegoś konkretnego o tym szykowanym zakazie :)

Co do 1000 zł kary, chciałbym zwrócić uwagę że dla większości społeczeństwa to jednak sporo ponad tygodniową pensję. Tysiąc jako pensja tygodniowa wyjdzie tylko jeśli uwzględnimy nie medianę, a zawyżone nierównościami wynagrodzenie średnie i zapomnimy o tym, że mowa jest o stawkach brutto − podczas gdy dotkliwość kary jest raczej pochodną tego, ile dostaje się na rękę.

Ale to szczegół, bardziej zaskoczyło mnie ocenianie zasobności gospodarstwa domowego po posiadanym sprzęcie telewizyjnym. Dla ludzi o niskich zarobkach takie zakupy − telewizor, samochód − stanowią przecież priorytet. I to zarówno z powodów prestiżowych (nie mając szans na podniesienie dochodów, stara się chociaż podnieść swój status społeczny w oczach innych), jak i na własny użytek, żeby zwyczajnie nie czuć się wyrzutkiem społecznym. Nie twierdzę oczywiście że tak jest w tym konkretnym przypadku, ale z całą pewnością wnioskowanie o (choćby względnej) zamożności po własności drogiego sprzętu telewizyjnego jest błędem.

Osobiście wierzę, że nakaz i zachęta powinny być stosowane jednocześnie. W przypadku redukcji smogu, dobrym wyjściem byłyby spore dopłaty do wymiany systemów grzewczych i, być może, nawet i wysokie kary dla krnąbrnych.

Michael Dembinski said...

Wrocem do tego komentarza w osobnym wpisie - wartościowe uwagi o których muszę sie odnieść w tekscie dłuższym. Dziękuję!

Anonymous said...

@ Michael Dembinski:

"Apartments tend to be well behaved, with district heating"

Not in my neighbourhood. These are old "kamienica" buildings. No central heat, no city heat. Everyone is on their own. Most people in my building have their own gas boilers, but there are several tenants still burning coal or wood.

Many of these buildings were built around 1900. Surely technology for central heating (boiler in basement, steam pipes, radiators) existed by then.... I wonder why it wasn't used.